poniedziałek, 20 lipca 2020

18 lipca, dzień 1

Rano okazuje się, że silnik, który wczoraj wpadł do wody nie działa. Wieki zajmuje naprawienie go, ale wreszcie się udaje i możemy ruszać już naprawdę.
Na zalewie mijamy wszystkie możliwe sprzęty wodne, windsurfing, supy, skutery wodne, motorówki.
Wpływamy do kanałku Zegrzynskiego, jest mega gorąco, siedzimy pod parasolami.





Dopływamy do śluzy na Żeraniu, jest zamknięta i, jak zawsze, wyglada na opuszczoną. Długo szukamy kogokolwiek, jest tylko pani, która mówi że nie ma toalety. 
Zjawia się pan bez koszulki i dogadujemy się z nim na otwarcie śluzy. Woda jest nisko, czekamy aż się śluza napełni. 
Po wypłynięciu stawiamy maszty i żagle i wypływamy na Wisłę. 




Wisła przy wylocie kanałku ma ponoć swój 520 kilometr. Mamy grube plany zwiedzić Toruń (725 kilometr), ale z dnia na dzień zmieniamy marzenia na Włocławek (674 km) czy Płock (629). 
Płynie nam się miło, nurt jest silny, wiatr korzystny. Mijamy ostatni most Warszawy, żegna nas gruba biba z krzaków na wysokości Tarchomina. 

Pierwszego noclegu szukamy długo, bo każde miejsce, które sprawdzamy jest krzywe, muliste albo obleśne. Wreszcie znajdujemy piaszczystą wyspę i przybijamy tam do brzegu. Jesteśmy gdzieś za Łomiankami. Komary atakują nas jak szalone, wyciągamy wszystkie spiralki, świeczki, piskacze, nic nie działa. W męczarniach jemy turbo pyszną kolacje. Idziemy spać. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz