sobota, 25 lipca 2020

20 lipca, dzień 3

Rano robimy sobie domek z płacht i siedzimy na długim śniadaniu. Dużo milej siedzi się jak nie ma komarów. Dzieci bawią się w piasku, sielanka. Ale ten dzień jeszcze nam pokaże swoje straszne oblicze. Póki co, nie spodziewamy się niczego złego, pijemy kawę za kawą. 

Wpływamy na mieliznę, tak płytką, że nie możemy się z niej wydostać. Kręcimy łódką w kółko, machamy prawo lewo, i nic. Po 20 minutach, zlani potem wypływamy na głębszą wodę. Kolejny raz żałujemy że woda taka brudna, bo kąpiel teraz to marzenie. 

Dopływamy do Czerwińska, zwiedzamy małe miasteczko. Dowiadujemy się historii o budowaniu mostu przez Wisłę przy okazji bitwy pod Grunwaldem. Ponoć po półrocznych przygotowaniach został postawiony na Wiśle w 8 godzin. Szok.
Próbujemy kupić zimne piwko, ale okazuje się że w dni powszednie nie są włączane lodówki w sklepach (sklepy są dwa). Jemy obiad na pomoście (poznajemy zresztą dwóch panów, którzy ten pomost budowali). 
Wyciągamy kurtki od deszczu. Na ulicy stoi kran z wodą, próbujemy się pod nim kąpać, ale trudno przy nim o prywatność, bo stoi przy skrzyżowaniu. Zresztą, znowu są straszne komary. 

Nad pomostem mieszka starszy pan, który przychodzi z nami porozmawiać. Pokazuje zdjęcia wnuków, opowiada o swoich łódkach, jedną ma na przyczepie w ogródku. Zabiera chłopców, żeby napełnili baniaki z wodą u niego w domu. 



Płyniemy dalej, w stronę Wyszogrodu, zaczyna padać najpierw mały deszczyk, potem ulewa. Jesteśmy przygotowani, mamy pod rufą spodnie i kurtki od deszczu. Łódka Renka nie jest przygotowana, mokną i marzną. Pada już mega ulewa, potężnie wieje. Stajemy w trzcinach, zwinąć żagle, Kilmkowi się bardzo podoba, Kazio zwinięty pod parasolem, Max zamarza i jest nieszczęśliwy. Jeszcze o tym nie wiemy, ale całe nasze zmagania obserwuje przez lornetkę Darek, wędkarz. Udaje nam się odpalić silnik, chcemy dopłynąć do portu w Wyszogrodzie. Renka silnik odpala, chwilę czekamy, potem odpływamy. Niestety, potem okazuje się że to nasz największy błąd. Dopływamy do portu, Krzysiek nas wysadza i chce płynąć po ekipę Ranka. Wtedy odpada część naszego silnika, bez której nie da się go uruchomić. Renkowi też psuje się silnik, nie ma szans dopłynąć do nas na pagajach, są za duże fale i jest za daleko.

Nasze historie zaczynają żyć osobno.

Darek, który obserwował nas od dawna ściąga machaniem Renka łódkę do siebie. Tuż nad wodą ma małą drewnianą chatkę, do której zaprasza całą ekipę, karmi ich kiełbasa i herbatą. Odstępuje własne łóżko i zatrzymuje w środku.

My tymczasem szukamy miejsca do spania w wyszogrodzie, niestety port, w którym jesteśmy jest tylko pomostem od przybijania wędkarskich łódek i miejscem schadzek, co 5 minut podjeżdża tam inna furka, wysiadają z niej rożne chłopaki, piją piwko i odjeżdżają. Czasami podjeżdżają pary i zatrzymują się kawałek dalej, nie wysiadając z aut. Idziemy na pizzę, gdzie jest całkiem ciepło. Jest też wielki telewizor, szał dla oczu.

Dzwoni Renek, że wujek Darka, Waldek, podjedzie po nas za chwilę i dowiezie do nas, żebyśmy znowu byli razem. Zbieramy trochę naszych rzeczy i wsiadamy do Waldka.

Darek z Walkiem raczą nas grubą bibą, do rana. Śpimy na wygodnych suchych łóżkach, na strychu.

Renek wiesza tam swoje kiełbasy, by schły.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz