sobota, 25 lipca 2020

21 lipca, dzień 4


Rano żegna nas z brzegu Darek. Płyniemy niedaleko, do Wyszogrodu, po naszą łódkę.

W Wyszogrodzie, chłopaki naprawiają jeszcze silnik Renka, a my idziemy z dziećmi na miasto. Zwiedzamy bardzo fajne muzeum Wisły, i górę zamkową, na której jest bunkier. 


Udaje nam się spełnić marzenie o kąpieli, bo znajdujemy dopływ Bzury. Widać różnice w kolorze i przezroczystości wody w obu rzekach. Stajemy na skrzyżowaniu i wszyscy się kąpiemy.

Zbyszek, tata Krzyśka, przywozi nam brakującą część do naszego silnika. Odbieramy je w krzakach za Wyszogrodem. Dzięki tej części Krzyśkowi udaje się naprawić silnik.

Jemy obiad. Kupiliśmy na wyjazd fajne kuchenki, które są bardzo stabilne, miło się na nich gotuje, tylko zjadają dużo gazu, ciągle wymieniamy kartusze. Mamy dużo weków (dzięki mamo!!!!), więc tylko podgrzewamy mięso i gotujemy do niego jakie kluski czy kaszę. 




Działający silnik daje nam miłe poczucie bezpieczeństwa (mimo, żę poprzednio jak płynęliśmy z Krakowa to wcale nie mieliśmy silnika). Kilka razy dzięki niemu łatwiej wydostajemy się z krzaków czy omijamy jakieś nagłe przeszkody. 

Wiatr od jakiegoś czasu wieje nam prosto w dziób, musimy się non stop halsować, to się robi już mega męczące. Wieje całkiem mocno, robimy przechyły, jest baardzo żeglarsko, zupełnie nie jak na spływie. W niektórych miejscach Wisła jest bardzo szeroka i pływa się jak po jeziorze. 


Wieczorem dopływamy do przepięknej wyspy, gdzie nie ma komarów i jest obłędnie pięknie. Znajdujemy wywalony pień w kształcie łosia, dzieci na niego włażą, a Renek siekierą wybija datę swoich urodzin. W zasadzie codziennie obchodzimy jego urodziny i Renek codziennie mówi: to najpiękniejszy dzień mojego życia.




Rozpalamy pierwsze ognisko podczas tej wyprawy, i widzimy na niebie kometę. Max wypala sobie dziurę w rękawie, jest cudownie. Mamy wrażenie, że to nie tylko Renka najwspanialszy dzień życia, ale nas wszystkich. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz