sobota, 25 lipca 2020

22 lipca, dzień 5

Rano jeszcze trochę siedzimy na wyspie, trudno nam się zebrać do drogi. 

Po 

Po wypłynięciu, ekpia Renka kilka razy się zatrzymuje, jakoś się nie możemy zgrać z tempem. Ciągle wieje od przodu, od zwrotów już się nam kręci w głowach, marzy nam się płynąć cały czas w jednym kierunku. Na Wiśle dużo wysp, zawsze się zastanawiamy którędy je opływać, korzystamy w pomocy googlemaps. Czasami mimo wszystko podejmujemy złe decyzje i wpływamy na mielizny. Ale już nie takie straszne, raczej po chwil udaje nam się z nich zejść.

Ćwiczymy też kilka razy nasz ulubiony manewr: rufę pod prąd. Jest to manewr ratujący, kiedy już się prawie wpada w krzaki czy chaszcze na brzegu. Za każdym razem zaskakuje jego skuteczność i to jak bardzo nurt ma wpływ na robienie zwrotów. Zupełnie inaczej niż na jeziorze.



Robimy przerwę w Dobrzykowie, na obiad, piwko i urodzinowe ciastka Renka. Wszystko smaczne, ale miejsce tak okropne i pełne komarów, że odpływamy. Jest już popołudnie, ale bardzo chcemy dopłynąć do Płocka. W zasadzie to ciągle chcemy dopłynąć do Torunia i Grudziądza, ale wiemy, że w tych warunkach wiatrowych to absolutnie niemożliwe. Więc o Toruniu tylko marzymy.





Przed Płockiem mamy super pływanie, bardzo szeroko i miło się pływa. Klimek wpada jedną nogą do wody, ale się ratuje bardzo szybko. Wogóle chłopcy ogarniają już wszystko na łódce jak rasowi żeglarze, stawiają żagle, siedzą przy sterze, nie boją się przechyłów. Jednocześnie bardzo uważają, cały czas są w kapokach. Jesteśmy z Krzyśkiem z nich totalnie dumni, jak się uwijają przy tym wszystkim, jacy są ogarnięci i samodzielni. 

Przy Płocku są dwa mosty, różne źródła podawały różną ich wysokość. Pod pierwszym przepłynęliśmy na luzaku, ale drugi miał być bardzo niski. Tuż przed nim złożyliśmy żagle, żeby podpłynąć na silniku i w razie czego wycofać się i złożyć maszt. Okazało się że ma 9,2 m więc przepłynęliśmy spokojnie (my mieliśmy trochę ponad 8m). 







W Płocku zaskoczyła nas super nowoczesna marina, przycumowaliśmy w niej elegancko. Postanowiliśmy w ogóle spać w łódce i nie rozbijać namiotu. Zjedliśmy kolację w tawernie w marinie i zrobiło się już za późno żeby iść zobaczyć Płock nocą, trochę szkoda, ale już byliśmy zmęczeni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz